Matka Boska Kantakowska z plackiem ze śliwkami.

 

Pachniała plackiem ze śliwkami i pomarańczą  Tak Ją zapamiętałem. Nie obraz, nie głos, ale właśnie zapach.

Czekaliśmy zawsze do piątku , ostatniego dnia miesiąca. Pociąg ze Zgorzelca przyjeżdżał w południe. Wiedzieliśmy, że za chwile się zjawi. Czekaliśmy. (1)

Dźwięk delikatnie zamykanych drzwi działał jak hejnał, jak psy Pawłowa warunkowani klasycznie. Jeszcze jedne drzwi i była. Zjawiskowa. (2)

Nonszalancka i subtelna jednocześnie. Delikatna, jak Motyl siadała na brudnym , chłopaczarskim stole kuchennym, odgarniając bez pretensji brudne kubki i popielniczki pełne kiepów. Była jak nie z tego świata, nie z tego brutalnego, męskiego przeintelektualizowanego, lecącego na oślep, jak szerszeń ku Światłu. Była zjawiskiem nie z Naszej planety.

Jedni się łasili, merdając ogonkiem i na każdy gest podając talerzyk. Inni w swój specyficzny męski sposób oznajmiali niskim i dosadnym głosem swoje zerojedynkowe opinie. Jeszcze inny niby nie zauważali co się dzieje, poetycko uciekali w siebie, na boczny tor, udając , że ich to niby nie dotyczy. Ja przyjąłem taktykę „na końcu”, wchodząc mocno spóźniony, kiedy pierwsze wrażanie i maślane oczy kolegów lekko ostygły. Zawsze zajęty „naprawianiem świata” i „ważnymi sprawami” przysiadałem się mimochodem, tak tylko na chwilkę i wsiąkałem. Zapach placka ze śliwkami i pomarańczy obezwładniał bezwarunkowo.

Pokrojone równo ciasto, czyste talerzyki, serwetki, łyżeczki. Zapach obranych pomarańczy. Krwiste usta i piękny uśmiech. Duże oczy i flirciarski kobiecy głosik. Smukłe ciało, buddyzm i witraże. Z każdym porozmawiała, każdego próbowała zrozumieć, każdemu poświeciła chwilę. Ważyła, aby nikogo nie pominąć. Dziewczyny jej nie lubiły, My przeciwnie. Matka Boska Kantakowska w formie cielesnej.

I wyjeżdżała po chwili … zostawiając zapach i wspomnienia. Znów czekaliśmy do następnego piątku , kolejnego miesiąca.

 
 

placek-ze-śliwkami

 
 

(1) Centrum Poznania, pomiędzy Okrąglakiem, ul. Św Marcin, Kantaka, ulica przedwojennych klubów nocnych i czerwonych firanek. W końcówce lat 90 XX w. wynajmowaliśmy tam 100 metrowe mieszkanie w kamienicy. Całe dnie i noce centrum życia alternatywnego Poznania. Jak nie Podsiadło, to Maken, jak nie Masłowska to Paweł Dunin-Wąsowicz, jak nie Świetlicki to Kalina z Merkurego, jak nie szkolenie jak budować domy na drzewach i tunele podziemne (Góra św. Anny, Rospuda) to Festiwal Teatralny Malta. Jak nie Patyczak to Ja cały czas w gotowości i walce o „szklane domy”. Na drzwiach wejściowych tablica „Koniec Poznania”. Na stole „Książka O niczym” Miejsce męskich marzeń, męskich zapachów i męskich szaleństw.
Nocami „wielkopolskie centrum plakatowe” ze zbiorem okolo 1,2 tony plakatów, a w ciągu dnia centrum sterowanie Securitates na cały Poznań 

(2) Dziś mieszka w Nowym Yorku, czy Dubaju ? Sam nie wiem. Po latach ponownie rozmawiamy przez fajsa, choć zapachów już nie czuć. A szkoda 

 

Related Posts

e-mail

drukarnia@polewski.pl

 
 

telefon & mobile phone

+48 604 090 662